Maria Sławek - Recenzje

Recenzje

Recenzja “Rejoice” dla Fanfare Magazine

To wykonanie pełne ekspresji i różnorodności dotyku i kolorów, które utrzymuje zainteresowanie słuchacza przez 26 minut trwania zbioru (Inwencji dwugłosowych Jana Sebastiana Bacha). Muzyka staje się prawdziwą rozmową między skrzypkiem a wiolonczelistą, grającymi ze sobą. Odmienne podejście do 15 Inwencji jest niezwykle odświeżającym i wciągającym doświadczeniem. (…) Maria Sławek gra Sonatę (Eugène’a Ysayë’a) z zadziwiającą dokładnością, całkowitym opanowaniem i żywiołowym élan. Zawsze uwielbiałem stare nagranie tego utworu Aarona Rosanda, ale Sławek gra je równie przekonująco, na dodatek dźwięk jest lepiej zarejestrowany. Jej występ wydaje mi się triumfem. (fragment)

Recenzja “Rejoice” w ResMusica

Interpretacje Marii Sławek i Marcina Zdunika odsłaniają w pełni umiejętności muzyków i uświadamiają słuchaczom jak bardzo te miniatury wywodzą się ze sztuki improwizacji (…). Oba instrumenty uzupełniają się, naśladują, ale też momentami spierają. Szlachetne i majestatyczne brzmienie Zdunika tworzy idealny kontrapunkt dla kreacji Sławek – tak samo żarliwej, jak i poetyckiej. Krystaliczna artykulacja kameralistów, regularność ich pulsu i mistrzowskie opanowanie wibrata sprawiają, że słuchanie tej płyty jest prawdziwą ucztą. (tłum. Żaneta Sławińska)

Recenzja “Rejoice” w Ruchu Muzycznym

Nie czuję się na siłach, aby oceniać, czy Maria Sławek i Marcin Zdunik grają stylowo Inwencje dwugłosowe Bacha. Prawdę mówiąc, nic mnie to nie obchodzi. Kiedy docieram do Szóstej, jestem już kupiony mądrym frazowaniem, wzajemną uważnością muzyków i surowym brzmieniem instrumentów. Aż tu nagle delikatne pizzicato – w reżyserii Andrzeja Sasina i Aleksandry Nagórko tak pełne powietrza – i porzucenie wszelkiego nadmiaru. Kropki dźwięków mózg sam łączy w niezwykle przyjemną polifonię. W przyjemności pozostaję, nie żądając więcej, do piętnastego numeru na płycie, mijając w drodze wirtuozowski błysk Ósmej, uroczą gonitwę Dziesiątej, pieszczący ucho nagłym zgrzytem finał Dwunastej.

Recenzja “Rejoice” w pizzicato.lu

Auf den ersten Blick stehen bei dieser Aufnahme die Inventionen von Bach den Werken des 20. Jahrhunderts gegenüber. Doch diese drei moderneren Kompositionen haben jeweils ihren Bezug auf den barocken Komponisten, sei es durch direkte Bezugnahme, den Titel und die Ausgestaltung oder auch die tiefe religiöse Vertiefung der Musik. Die Sonate von Ysaÿe und das Duo Rejoice von Gubaidulina sind in der Originalbesetzung zu hören. Die Inventionen von Bach waren ursprünglich für Cembalo gesetzt, die Ciaccona von Penderecki wurde aus der Streichorchesterversion übertragen.

The Strad

Kraków-based violinist Maria Slawek wrote her doctoral thesis on the violin sonatas of Mieczyslaw Weinberg, and her interpretations undoubtedly benefit from her academic explorations and her knowledge of the background against which the music was written. These three works – his last two sonatas and a Sonatina – date from 1947 to 1953, years that were dominated by the anti-‘formalist’ doctrine of Andrei Zhdanov when everything had to be easy on the ear and project a positive view of life. All three end in the requisite major key but, as with the music of Weinberg’s mentor Shostakovich, the way to that resolution is not always simple or free from irony. The last of these pieces, indeed, was composed after Weinberg had just been released from the Lubianka prison – thanks both to Shostakovich’s intercession and the fortuitous death of Stalin – after his arrest for the ‘crime’ of promoting Jewish nationalism in his music.

Fanfare Magazine

The dark shadows of Mieczysław Weinberg’s music recall the works of his friend, mentor, and sometime protector Dmitri Shostakovich—a grim yet noble power comes to the fore in Weinberg’s moments of intense, almost Expressionistic declamation, although it’s not relieved, even periodically, by Shostakovich’s nose-thumbing sardonic humor. Maria Sławek wrote her doctoral dissertation on Weinberg’s works for violin and piano, but that in itself would hardly qualify her to play them with the authority she brings to them. She draws a rich, strong tone from her Charles Gand violin from 1817—who says you need a Stradivari or a Guarneri?—a tone that recalls the strength of David Oistrakh’s in works by Shostakovich or Prokofiev, along with a similar sense of absolute conviction. These qualities characterize her performance, with pianist Piotr Różański, of the composer’s Fourth Sonata, from a bleak period in his life—unfortunately, all of his periods seem to have been bleak in one way or another, as both Nazis and Soviets oppressed him—and the sonata seems to reflect the period of its origin. From march-like episodes to soaring lyricism, perhaps too sinuous to sound entirely ingratiating, Sławek holds the listener’s rapt attention. The Allegro ma non troppo that follows seems to provide relief, but its more rapid tempo gives no distraction from its somewhat lean emotional power. In the finale’s transitional cadenza, it’s clear that Sławek can create an almost overwhelming impression all by herself—place a violin in her hand and be prepared to be lifted from your seat (orsquashed into it).

Maria Sławek/Piotr Różański – Mieczysław Weinberg, Sonatas for Violin and Piano

Maria Sławek/Piotr Różański, Mieczysław Weinberg, Sonatas for Violin and Piano (CD Accord). Tak sobie myślałam podczas słuchania Laksa, że najwięcej polskich motywów ludowych można znaleźć w twórczości polskich Żydów-emigrantów… Weinbergowi to również się wcale nierzadko zdarzało, ale akurat nie w utworach z tej płyty, znakomicie wykonanych przez krakowski duet. Skrzypaczka napisała również esej w książeczce dołączonej do płyty, ale trochę mnie paroma stwierdzeniami zdziwiła, np. w IV Sonacie op. 39 (1947) dopatrzyła się jakichś podobieństw do Quatour pour la fin du temps Messiaena i zastanawiała się, czy to świadome i czy Weinberg mógł znać ten utwór. Po pierwsze, w 1947 r. nie miał na to szans, po drugie, nie ma tam żadnego podobieństwa. Utwór jest wręcz diatoniczny, nie ma tam harmonii messiaenowskich, jest tu raczej – jak to u Weinberga – cień Szostakowicza, ale odległy. Na płycie są jeszcze Sonatina op. 46 (1949) i V Sonata op. 53 (1953). Artyści świetnie oddają ów charakterystyczny posmak melancholii i rezygnacji, który jest nieodłączną cechą twórczości tego kompozytora. Coraz więcej jest w świecie płyt z jego utworami, stał się wręcz modny, ale nic dziwnego – to piękna muzyka.

MOZART I VERDI; Va, pensiero nie jest walczykiem

(…) Znacznie lepiej zabrzmiała Mozartowska Symfonia koncertująca Es-dur na skrzypce i altówkę. Partie solowe grało dwoje krakowskich młodych muzyków: skrzypaczka Maria Sławek i altowiolista Jan Snakowski. Przypuszczam, że mieli ogromną tremę, bo oboje nie mają jeszcze wielkiego doświadczenia estradowego, bliższa im jest kameralistyka niż gra solistyczna. Znana też jest prawda, że najgorzej gra się przed “swoimi”, a Jan Snakowski na co dzień gra w grupie I skrzypiec filharmonicznej orkiestry. Młodzi artyści stanęli jednak na wysokości zadania. Oboje wykazali wielką wrażliwość muzyczną i bardzo dobry warsztat. Ich muzyczny dialog był właściwie bez zarzutu, podobnie jak współpraca z orkiestrą.

Muzyczny świat przyjaciela Szostakowicza

Coraz częściej ukazują się kolejne albumy z nagraniami Mieczysława Weinberga – polskiego Żyda, który uciekł przed nazistowską okupacją do Związku Sowieckiego i tam stał się jednym z najważniejszych kompozytorów XX wieku.

Wciąż niedoceniony, pomału odkrywany, ten przyjaciel Dmitrija Szostakowicza, był niezwykle płodnym twórcom, autorem licznych symfonii, kwartetów smyczkowych, a także oper, muzyki fortepianowej i kameralnej. Niestety, wciąż niezwykle rzadko jego dzieła prezentują polscy muzycy, dlatego tym większe brawa należą się duetowi Piotr Różański – Maria Sławek, który prezentuje na najnowszej płycie wydanej przez CD Accord jego 4 i 5 sonatę skrzypcową, które przedziela sonatina. Stroniąc od awangardy, nie idąc w poszukiwanie nowych wirtuozerskich chwytów, Mieczysław Weinberg tworzył dzieła oryginale, pociągające, wymagające skupienia zarówno od wykonawcy jak i słuchacza, mocno osadzone w wielkiej tradycji, ale rozrywające zbyt wąski gorset i dążące ku wolności i eksperymentom. Miał jednak “problem” – żył i zmarł jako przyjaciel Szostakowicza i wciąż oceniany jest przez wielu ekspertów jedynie jako jego zdolnym epigonem. Jest to jednak niesłuszna ocena, gdyż myląca inspirację, z jego naśladownictwem. Co ciekawe warto wspomnieć, że choćby wątki żydowskie w muzyce Szostakowicza to efekt inspiracji właśnie muzyką Weinberga.

Mozartiana: Wokół Czarodziejskiego Fletu

„Niestety, nie było mi dane wysłuchać pierwszego z wspomnianych koncertów kameralnych, na którym wystąpił duet: Jadwiga Kotnowska (flet) i Hanna Holeksa (fortepian). Za to bohaterowie następnego dnia – zespół w składzie Maria Sławek, Anna Maria Staśkiewicz (skrzypce), Katarzyna Budnik-Gałązka, Artur Rozmysłowicz (altówka), Rafał Kwiatkowski, Marcin Zdunik (wiolonczela) – wypadli świetnie w opracowaniach na sekstet smyczkowy Mozartowskich dzieł symfonicznych. Na otwarcie zagrali Grande Sestetto Concertante, czyli opracowanie Symfonii koncertującej Es-dur KV 364 zredagowane przez Christophera Hogwooda.”

Skip to content