wszystkie recenzje

Recenzja “Rejoice” w Ruchu Muzycznym

Nie czuję się na siłach, aby oceniać, czy Maria Sławek i Marcin Zdunik grają stylowo Inwencje dwugłosowe Bacha. Prawdę mówiąc, nic mnie to nie obchodzi. Kiedy docieram do Szóstej, jestem już kupiony mądrym frazowaniem, wzajemną uważnością muzyków i surowym brzmieniem instrumentów. Aż tu nagle delikatne pizzicato – w reżyserii Andrzeja Sasina i Aleksandry Nagórko tak pełne powietrza – i porzucenie wszelkiego nadmiaru. Kropki dźwięków mózg sam łączy w niezwykle przyjemną polifonię. W przyjemności pozostaję, nie żądając więcej, do piętnastego numeru na płycie, mijając w drodze wirtuozowski błysk Ósmej, uroczą gonitwę Dziesiątej, pieszczący ucho nagłym zgrzytem finał Dwunastej.

Rejoice – to tytuł płyty, zatem cieszę się sielankowym pejzażem Inwencji, nad który nadciągną zaraz chmury Sonaty a-moll op. 27 nr 2 Eugena Ysaye’a. W krąg radości wbija się niepokojąca obsesja belgijskiego kompozytora, motyw Dies irae, przypominający o drugiej stronie istnienia. Późnoromantycznie rozkomponowane echo Bacha rozpada się na frazy i motywy zawieszone w bezczasowej przestrzeni. Maria Sławek gra smyczkiem lekkim, z niemal niewyczuwalną wibracją. Wariacje w trzeciej części niepostrzeżenie podprowadzają do rozdzierającej kulminacji i finału. Gra skrzypaczki wynosi popisowy utwór na poziom lekko obłąkanego arcydzieła.

Następująca po nim Ciaccona in memoriam Giovanni Paolo II Krzysztofa Pendereckiego traci w skrzypcowo-wiolonczelowej (autorskiej) wersji wiele ze swojej melancholijnej gładkości. Basowe wybuchy wiolonczeli, westchnienia, a potem wielkointerwałowe skoki skrzypiec wyostrzają romantyczny kontur utworu, obnażają emocje, oddalają nawet cień podejrzenia okolicznościowej celebracji. Jakość rozszczepianego na tysiąc odcieni brzmienia, którą osiągają Sławek i Zdunik, jest kluczem do odczytania zamykającej album tytułowej Sonaty „Freue dich!” Sofii Gubajduliny. Cóż to za „radość”, chce się spytać wśród sonorystycznie rozrzeźbionego mroku pierwszej części, splątanych linii części drugiej. W sukurs przychodzi komentarz kompozytorki, która pisze o samopoznaniu i ciemności duszy jako niezbędnym elemencie drogi ku Bogu. Zaiste, poczucie rozpadu kulminuje w trzeciej części dzieła, aby ruszyć w kolejnych dwóch w drogę ku górze, ku światłu. Teologiczną treść sonaty Maria Sławek przybliża w obszernym komentarzu do płyty, która w całości jawi się jako pieczołowicie zakomponowany concept album, rzecz tyleż mroczna i tajemnicza, co zachwycająca czysto zmysłowym pięknem gry obojga muzyków. Bierzcie i cieszcie się nią. Wszyscy.

Skip to content